piątek, 27 grudnia 2013

Spacerowo

Cześć Dziewczyny!

Święta, święta... dla mnie nigdy nie kończą się 26ego grudnia, a zawsze trwają do 2ego stycznia! :)
Pierwsze dni spędzam z najbliższymi, kolejne natomiast świętuję w gronie przyjaciół :)


Dzisiaj chciałabym napisać zupełnie króciutką notkę dotyczą aktywności fizycznej w tym magicznym i bardzo przyjemnym okresie w roku.


Swoją drogą, czy Was też zastanawia "fenomen grudnia" (tak to nazywam)? Na czym on polega? Już tłumaczę. Nie zdarzyło mi się jeszcze (nawet w tym roku, kiedy przecież nadal ilość dozwolonych produktów jest ograniczona), żebym nie przytyła w tym okresie? Jakieś niesłychane siły/ moce ;) co roku sprawiają, że mój żołądek staje się czymś, co nie ma dna! Czym to skutkuje? Co roku, po Świętach mam pomysł na postanowienie noworoczne- przestać tyle jeść! ;)

Przed porodem było o tyle łatwiej, że ilość spożywanego jedzenia rekompensowałam dużą aktywnością fizyczną, co jak pewnie same wiecie, przy kilku tygodniowym Maluszku nie takie łatwe... No a dzisiaj- właśnie o aktywności po ciąży (następnym razem- szerzej o tym jak można, a jak nie powinno się ćwiczyć po ciąży)! ;)



Moje Drogie... rzeczywiście trudno się zabrać do ćwiczeń po porodzie. W moim przypadku, mimo najszczerszych chęci, częściej brak treningu wynikał z braku czasu, niż braku chęci (Lalusia bardzo nie lubi być sama, a tym bardziej nie wyleżałaby bez Mamuni, w swoim łóżeczku, przez 40- 50 min; takie treningi staram się robić, kiedy mąż wróci z pracy). Spokojnie... i na to jest rada... ;)



Choć część z Was (w tym ja) najchętniej poleciałyby na siłownię już kilka dni po porodzie, z rozsądku, radzę się wstrzymać. Pierwsze ćwiczenia, które przy obecnym stanie zdrowia (6- 12 tygodni po porodzie) powinnyśmy wykonywać to:

  1.  wzmacnianie mięśni Kegla (pozwalają naszym narządom rodnym szybciej wrócić do formy i zmniejszyć odczuwany dyskomfort)
  2. wzmacnianie mięśni brzucha (delikatnie, bez szaleństw- zacznij od kilku powtórzeń dziennie, w końcu nie od razu dążymy do "kratki" na brzuchu, na początku chcemy pomóc mu się wciągnąć)
  3. SPACERY!!! Wbrew pozorom to świetny rodzaj "fat burnera". Godzinny marsz w średnim tempie pozwala spalić między 300 a 500 kcal. Na dodatek już po 30 minutach organizm zaczyna czerpać energię z tkanki tłuszczowej, dlatego nie opuszczajcie ani jednego dnia (chyba, że warunki atmosferyczne będą mocno niesprzyjające). Wam wyjdzie to na zdrowie (i zdecydowanie pozytywnie wpłynie na powrót do sylwetki), nie mówiąc już o Waszych Maluszkach, którym świeże powietrze jest bardzo potrzebne dla zachowania zdrowia, lepszego snu i tzw. dotlenienia.

Dlatego też, moje Śliczne- Święta nie Święta, zabierajcie ze sobą wózek do rodziny i namawiajcie ich na wspólne wyjście (jest wtedy szansa, że po powrocie będziecie wszyscy znowu mieli ochotę na kawałek świątecznej karkówki lub sernika)! ;)


Spędzajcie każdy dzień aktywnie! :)
Pozdrawiam serdecznie,

Dietetyczna Mama ;)




P.S.
Ciężaróweczki, zapraszam do czytania też postów z wcześniejszych okresów (od lipca). Znajdziecie tam informacje dotyczące odżywiania się w czasie ciąży i wiele przydatnych rad. Zachęcam też do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Pasztet Świąteczny z trzech mięs

Hej Mamuśki!

Tak, jak obiecałam- wyborny pasztet przepisu mojej kochanej Rodzicielki! ;) <3 Jest przepyszny, łatwy w przygotowaniu, bezpieczny dla karmiących Mam i zdrowy! J



Potrzebujemy (przepis na całą foremkę „keksową”):
-około 50 dag wątróbki drobiowej,
- około 50 dag wołowiny (tzw. „zrazówki”),
- około 50 dag filetu z drobiu,
- 3 jaja,
- 4 łyżki płatków owsianych,
- 2 marchewki,
- 1 mały seler,
- 1 pietruszka (korzeń),
- ½ szklanki suszonych śliwek lub suszonej żurawiny,
- pieprz (ziarna, 6-7 sztuk),
- 1 liść laurowy,
- 1 łyżka majeranku,
- 1 łyżka słodkiej papryki,
- 1 łyżeczka curry,
- 1 łyżka oliwy,
- sól do smaku


Jak to zrobić:
- gotujemy wszystkie mięsa razem, około 55 minut razem z warzywami w lekko osolonej wodzie, z liściem laurowym i pieprzem (warzywa wyciągamy po około 20 minutach),
- po ugotowaniu wyciągamy warzywa i mięsko (nie wylewamy jeszcze wywaru- przyda się do rozrzedzenia masy, żeby pasztet nie był suchy),
- mięso i warzywa razem- blendujemy, następnie dodajemy jajka, płatki owsiane, suszone śliwki  (kroimy) lub żurawinę, oliwę z oliwek i przyprawy (bez liścia laurowego i ziarenek pieprzu)- wszystko razem mieszamy (jeżeli masa będzie za gęsta dodajemy około ½ szklanki naszego wywaru),
- formę wykładamy folią aluminiową i układamy w niej naszą masę,
- wkładamy do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180 stopni, pieczemy przez 60-70 minut.



Czekamy aż ostygnie i jemy!!! :D Smacznego Kochane!!! J


Pozdrawiam Świątecznie! J

Dietetyczna Mama ;)




P.S.
Zapraszam serdecznie do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama
Wszystkie te  z Was, które są jeszcze Ciężarówkami zapraszam do czytania wcześniejszych postów (zaczynając od lipca). Znajdziecie tam mnóstwo porad dotyczących żywienia w czasie ciąży oraz przepisy na smaczne, zdrowe i wartościowe potrawy. Zachęcam…. J


czwartek, 19 grudnia 2013

Idą Święta… czyli co zjeść z wigilijnego stołu?

Hej Mamuśki!

Na pewno te z Was, które karmią piersią, z przerażeniem patrzą na kalendarz. Już za chwilę Święta Bożego Narodzenia, a co za tym idzie- mnóstwo przepyszny specjałów, które jada się raz w roku. Szkoda tylko, że cała masa tych cudownych potraw bazuje albo na kapuście, albo na grzybach, albo jest mocno smażona… Nie zapomnijmy o słodkościach- kosze mandarynek i pomarańczy, gorąca czekolada, ciasta obfitujące w bakalie…  Czyli same cudowności, niestety nie dla Mamy karmiącej piersią…





Oczywiście, jest na to kilka rozwiązań… ;)

  1.     Przez okres „wielkiego żarcia” możesz dawać swojemu Maluchowi mleko modyfikowane (strasznie samolubne posunięcie- szczerze odradzam! Pamiętajmy o tym, że dla naszego małego Skrzata najcudowniejszym darem jest nasza pierś, pełna pysznego i ciepłego mleka- a przecież mamy Święta, więc nie zabierajmy Maluchowi jego nacenniejszego prezentu;))

  2.    Możesz też ściągnąć swój pokarm i karmić nim Malca w wigilijny wieczór, no powiedzmy do rana włącznie… ;) a od Pierwszego Dnia Świąt znowu zacząć się pilnować (to rozwiązanie nie jest najgorsze… długo miałam je w planach… jednak troszkę poszperałam i ponieważ sama uwielbiam, kiedy moja Laleczka je z mojej piersi wpadłam na trzecie rozwiązanie… ;)).
  3.  Moja opcja na Święta 2013:
Przygotowanie potraw, które oddadzą charakter Świąt Bożego Narodzenia, jednak nie spowodują rewolucji w brzuszku mojej Córuni! ;)


Oto moje propozycje (dla tych wszystkich, których Pociechy nie mają żadnych alergii):

·         Pierogi (ciasto takie jak zwykle, może być też z ciemnej mąki) z farszem z ziemniaków i twarogu (tzw. pierogi ruskie) lub też z farszem z rybki i szpinaku, albo z farszem z kaszy gryczanej i twarogu

·         Rybka po grecku- marchewka, pietruszka, kawał rybki, do tego sos pomidorowy ;)

·         Rybka pieczona w folii (oczywiście może być to karp, choć jego walory smakowe w takiej formie mogą być wątpliwie;), dlatego mimo wszystko polecam łososia)

·         Barszcz czerwony z pieczonym drożdżowym pierogiem z twarogowym farszem

Do rybki możesz zażyczyć sobie np. ziemniaczki pieczone w piekarniku (a’la frytki) i gotowane buraczki pokrojone w talarki… J



Pierwszego dnia Świąt powinno już być trochę łatwiej. Możesz zjeść pasztet domowej roboty (przepis na przepyszny pasztet mojej Mamusi już w poniedziałek!!! :D), pieczony schabik nadziewany suszonymi śliwkami i morelami, sałatkę warzywną (nie szalej z ilością majonezu!).


A teraz to, co Tygryski lubią najbardziej, czyli… DESERKI!!! :D

  • ·         Śmiało możesz zajadać się ciastami domowej produkcji- sernikiem (o ile w Twojej rodzinie nie dodaje się do niego orzechów i czekolady lub też soku z cytryny), jabłecznikiem, nawet makowcem, o ile przy przygotowywaniu część masy zrobisz bez bakalii J


  • ·         Trochę mniej świąteczne, ale równie smaczne- ciasto owsiane (potrzebujemy płatki owsiane-175 gramów, mąkę razową- 175 gramów, masło- 250 gramów, cukier brązowy- 100 gramów, rodzynki- 50 gramów, łyżeczka cynamonu- 2/3 ciasta układamy na blachę, pozostałe 1/3 zostawiamy jako kruszonkę; pieczemy 30 minut w temperaturze 200 stopni ) przekładane dżemem z czarnej porzeczki- pyszności! ;)


  • ·         Bardzo smaczne jest też tzw. przekładaniec drożdżowy- przygotowujemy zwykłe ciasto drożdżowe, które wałkujemy na wzór prostokąta, całość obficie obsypujemy cynamonem i brązowym cukrem (lub jeśli Maluch nie reaguje negatywnie- miodem), możemy dodać troszeczkę masła, następnie ciasto albo zawijamy jak makowiec, albo kroimy w mniejsze kwadraciki, które pionowo układamy koło siebie w foremce (takiej jak do keksu)- pieczemy jak ciasto drożdżowe! Pycha! J



Jeżeli i Wy macie jakieś pomysły na bezpieczne, świąteczne przepisy- dzielcie się nimi!!! J
Karmiące Mamy też mogą mieć pyszne Święta! ;)



Pozdrawiam Was serdecznie i życzę smakowitych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia!

Dietetyczna Mama ;)



P.S.
Zapraszam serdecznie do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama
Wszystkie te  z Was, które są jeszcze Ciężarówkami zapraszam do czytania wcześniejszych postów (zaczynając od lipca). Znajdziecie tam mnóstwo porad dotyczących żywienia w czasie ciąży oraz przepisy na smaczne, zdrowe i wartościowe potrawy. Zachęcam…. J



(zdjęcia- źródło ogólnodostępne w internecie:




poniedziałek, 16 grudnia 2013

BABY BLUES? Nie, dziękuję!

Cześć Mamuśki! J

„Baby blues”… niestety, zjawisko bardzo powszechne u świeżo upieczonych Mam. Na czym polega? To totalna utrata nastroju i radości z nowonarodzonego Maluszka i nie za wesoła przeplatanka emocji. Z jednej strony towarzyszy nam trudno opisywalna radość z tego, że w końcu, po dziewięciu miesiącach oczekiwania, mamy przy sobie nasze najpiękniejsze, malutkie dziecko. Z drugiej zaś strony, towarzyszący, na początku, lęk przed nieznanym wprawia nas w niepokój. 


Jak to się mówi, „póki jest dobrze, to jest dobrze”. Trochę gorzej, kiedy Maluch zaczyna płakać, a my już zmieniłyśmy pieluchę, nakarmiłyśmy, od czterdziestu minut „ziuziamy”- i nic… Albo jeszcze gorzej, kiedy jako początkujące Mamy próbujemy nakarmić nasze Dzieciątko, a ono, np. nie radzi sobie z objęciem naszej brodawki i nie do końca ma pojęcia, jak to zrobić, żeby ten pokarm w końcu wyleciał… No i zaczyna się płacz… Niestety z każdą minutą coraz głośniejszy i bardziej rozpaczliwy (bo w końcu, ile można czekać na jedzonko). Mamy się starają, Niuniuś nie może. I już jesteśmy w dołku… Zaczynamy sobie mówić, że na pewno jesteśmy złymi Matkami, bo nawet nie potrafimy nakarmić dziecka, a przecież ono jest głodne… 


Moje Drogie… TYLKO SPOKÓJ NAS URATUJE! Na nasze nieszczęście, niemowlęta mają niesamowitą zdolność odczytywania naszych nastrojów. Co gorsza, nasz nastrój udziela im się. Zatem, kiedy zaczynamy się denerwować, że nie możemy nakarmić Szkraba, on również zaczyna się denerwować. To niestety nigdzie nie prowadzi…


Dlatego, moje Śliczne, pamiętajcie o tym, że zarówno Wy, jak i Wasze dziecko powoli uczycie się siebie nawzajem. Nie od razu umiałyśmy pisać czy czytać, wszystko wymaga treningu i wprawy. Myślcie o tym, kiedy Wasza Pociecha daje Wam popalić.



Też miałam moment (pierwsza noc w domku), kiedy było mi trudno. Mleka w piersiach zaczęło zbierać się całkiem sporo, brodawki zrobiły się twarde i mały dzióbek mojej Laluni nie mógł sobie z nimi poradzić. Próbowałam dłuższą chwilę, cały czas myśląc o tym, o czym pisałam wcześniej („Nie jestem złą matką, po prostu oboje się uczymy”) i tak spokojnie starałam się, na zmianę, uspokajać i przystawiać Lalusię do piersi. Niestety im bliżej poranka, tym piersi były bardziej wypełnione i tym trudniej było nakarmić Małą. Wtedy sięgnęłam (wycałuję stopy wynalazcy tego zbawiennego urządzenia) po LAKTATOR! I dzięki temu, nie poddałam się! Nakarmiliśmy Niunię ściągniętym mlekiem- z butelki, przestała płakać. Następnego dnia rano przyjechała położna, poleciła stosowanie tzw. „kapturków” na brodawki i problem minął. J



Ogromny wkład w to, że szczęśliwie udało mi się przeżyć ten początkowy okres bez wahań nastroju, miał mój Mąż (<3), który bardzo mi pomógł i co chwilę patrząc na mnie, mówił, że jestem najlepszą matką na świecie, co naprawdę dodawało mi skrzydeł!

Można powiedzieć, że właściwie do moich jedynych obowiązków należało karmienie dziecka. To on na początku za każdym razem przewijał małego Płaczka (dopiero po jakimś czasie Maluch zrozumiał, że zmiana pieluchy ma jej ulżyć, a nie zaszkodzić) czy też zmieniał jej ubranka. Do tego jeszcze zajmował się domem i dbał o to, żebym się dobrze odżywiała (yyy… tak, jestem dietetykiem, ale mój Mąż jest przeze mnie wybitnie wyszkolony i doskonale wiedział, co mogę, a czego nie powinnam jeść).


Piszę o tym, ponieważ chciałabym Wam poradzić, żebyście spróbowały namówić swoich partnerów, żeby chociaż przez pierwsze dwa- trzy dni postarali się tak bardzo Was odciążyć, jak to tylko możliwe, bo to naprawdę świetnie wpłynie na Wasze samopoczucie, a przecież SZCZĘŚLIWA MATKA, TO SZCZĘŚLIWE DZIECKO! J Namawiajcie ich, żeby nie bali się brać Malucha na rączki. Dziecko jest delikatne, ale nie aż tak (dobrze, żeby partner pobył trochę z Wami w szpitalu i popatrzył jak położne śmiało „podrzucają” niemowlęta! Zaraz powinien nabrać śmiałości ;) ).



I ostatnia rzecz, którą naprawdę warto zapamiętać, żeby uniknąć baby blues… JEDZCIE!!! 

Kochane Mamy, wiem po sobie, że na początku naprawdę jedną z ostatnich rzeczy o których człowiek myśli, to jedzenie, ale musicie pamiętać o tym, że to właśnie jedzenie daje nam siłę! Nie może to być tzw. „byle co” pozbawione wartości i na szybko. Jeżeli Wasz partner nie ma talentu kulinarnego, na pewno Wasza Mama, Teściowa lub Przyjaciółka podrzucą Wam zdrowy obiad. Jedzenie w tym okresie jest ogromnie ważne, chociażby z tego powodu, że już mnóstwo sił tracimy na tym, że się przesadnie nie wysypiamy… Znaczy, można być wyspanym (ja sypiam około dziewięciu godzin na dobę, jednak jest to przerywany sen, co trzy godziny na karmienie, ale staram się za każdym przebudzeniem wracać do mojego sennego świata), ale nadal to nie jest przespane siedem- osiem godzin ciurkiem, co również trochę nas osłabia.



Tymczasem, Drogie Panie… Nie dajcie się! Nie zniechęcajcie się! Pamiętajcie o tym, że jesteście najcudowniejszymi Mamami pod słońcem i wszystko co robicie przy swoim Bąblu, robicie po to, aby było mu lepiej, a nie gorzej… Trzymam za Was kciuki! Myślcie pozytywnie! J

Pozdrawiam serdecznie,

Dietetyczna Mama ;)


P.S.

Ciężaróweczki, zapraszam do czytania też postów z wcześniejszych okresów (od lipca). Znajdziecie tam informacje dotyczące odżywiania się w czasie ciąży i wiele przydatnych rad. Zachęcam też do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama


czwartek, 12 grudnia 2013

Moja dieta przez pierwsze 4 tygodnie po urodzeniu

Witam moje Śliczne!

Dzisiejszy temat pewnie będzie budził spore kontrowersje wśród tych, którzy nie są związani z dietetyką… Chcę pokazać, jak odżywiam się w czasie pierwszych czterech tygodni życia mojej Córuni.



Na samym początku chciałabym jeszcze napisać, że naprawdę dla wielu osób (przede wszystkich członków mojej rodziny czy też innych mądrali, którzy wiedzą wszystko najlepiej, nie mając wykształcenia z zakresu żywienia ;)) mój obecny sposób żywienia wydaje się mocno przesadzony. Skąd te kontrowersje? Cóż, jak same zobaczycie, dieta w pierwszym okresie po porodzie nie jest przesadnie rozbudowana… Mimo wszystko- głodna nie chodzę, urozmaicenie też jest całkiem duże. Trzeba tylko nauczyć się kombinować ;)



Moje Drogie… To, że w książkach napisane jest, że kolki mogą wystąpić między trzecim tygodniem a czwartym miesiącem życia niemowlęcia, nie oznacza, że nie mogą wystąpić też wcześniej. Szkoda, że tak rzadko wspomina się o tym, jak „wesoło” ma Maluch wchodzący właśnie w tzw. KUPKI PRZEJŚCIOWE. Dziecko pręży się, podkula nóżki i całkiem ładną chwilę zajmuje  mu zrobienie kupki. Po co MY, naszą dietą, mamy dodatkową utrudniać naszej Kruszynie? Dla obojga Was wyjdzie to na korzyść (Maleństwo nie będzie cierpieć z powodu bólu brzuszka, a Ty szybciej wrócisz do formy).


Musisz pamiętać o tym, że Twoja Niunia do tej pory nie przyjmowała żadnych płynów/ pokarmów doustnie… wszystko, co trafiało do niej jako pokarm, odbywało się za pomocą pępowiny… 

Teraz, jej małe jelitka, powoli muszą nauczyć się trawić Twój pokarm, dlatego też daj im szansę… Nie funduj swojemu Dziecku produktów wzdymających, uznawanych za silnie alergizujące, smażonych czy też soczyście doprawionych… Dla Twojego żołądka nie są to rzeczy łatwe do strawienia, a co dopiero, dla Malucha, który w życiu niczego nie trawił.


Słyszałam też teorię, że podczas karmienia piersią można jeść co się chce, bo i tak nie trafia to do naszego pokarmu… Fajnie, fajnie, tylko czemu w takim razie zabrania się picia alkoholu? Albo kiedy Maluch ma alergię bardzo mocno ogranicza się dietę Matki? Czemu nie pije się napojów gazowanych i zaleca obiadki gotowane, zamiast smażonych? Do tego jeszcze należy absolutnie wystrzegać się fast food’ów? Ach… No właśnie… Same widzicie, że chyba jednak to, co jemy ma jakieś znaczenie.




W takim razie- do rzeczy ;). Czego przez pierwsze cztery tygodnie zalecałabym unikać (później stopniowo będziemy wprowadzać nowe produkty- nie martwcie się ;)) a co warto jeść:

1. Mleko i produkty mleczne- jedz z umiarem! Dużo lepiej, żebyś w tym pierwszym okresie unikała mleka na rzecz produktów mlecznych, tzn. twarogu, jogurtu- naturalnego.

Masło możesz, ale nie musisz, zamienić na margarynę (koniecznie dobrą gatunkowo; warto wybierać tę ze sterolami roślinnymi).

Unikaj na razie żółtego sera. Jest dosyć tłusty i powszechnie uznawany za ciężkostrawny. Nie musisz rezygnować z niego w ogóle. Po prostu staraj się jeść jeden plasterek dziennie.

Unikaj słodkich produktów. Dużo lepiej dodać sobie łyżeczkę miodu (zacznij od niewielkich ilości, żeby zobaczyć, czy Twoje Maleństwo toleruje ten produkt- bywa silnie alergizujący), suszone morele, łyżeczkę dobrego dżemu lub świeży owoc.


2. Produkty zbożowe i skrobiowe- jedz pełnoziarniste pieczywo (nie zapychaj się białym pieczywem), brązowy ryż, kaszę gryczaną i jaglaną, pełnoziarnisty makaron i ziemniaki.


3. Mięsa, ryby i wędliny- jeżeli chodzi o gatunek MIĘSA czy RYBY, to tu masz pełną dowolność. Ograniczenia dotyczą jednak sposobu przyrządzania. Unikaj smażenia. Staraj się jeść  gotowane lub pieczone (najlepiej w folii).

Odstaw wędliny!!! Bardzo niewiele z nich jest przygotowanych bez paskudnych dodatków i tony przypraw. Jeżeli nie wyobrażasz sobie kanapki bez mięska, poproś kogoś bliskiego o przygotowanie dla Ciebie upieczonej piersi z indyka w ziołach z niewielką ilością soli. Wiesz co jesz i masz pewność, że nie zaszkodzi to Twojemu Dziecku J


4. Tłuszcze- nie unikaj tłuszczów roślinnych! Dodawaj oliwę z oliwek , olej lniany (stosuj wyłącznie na zimno) czy też olej rzepakowy do sałaty, ziemniaków (puree) czy też pieczonego mięska bądź rybki.


5. Warzywa- unikaj tych wzdymających. Postaraj się w tym okresie unikać brukselki, kalafiora, nasion roślin strączkowych (grochu, fasoli, soczewicy), cebuli, szczypiorku, czosnku i pora. Nie szalej też z pomidorami, bo mogą mieć działanie alergizujące, dlatego jedz je co trzeci dzień, żeby w razie czego zauważyć, czy Twój Maluch dobrze je toleruje. Nie jedz też kiszonek.
Nie żałuj sobie za to sałaty, świeżego ogórka, szpinaku, papryki, cukinii, marchewki, selera, pietruszki, koperku, buraczków, dyni.


6. Owoce- nie powinnaś jeść cytrusów, bo mogą alergizować. Nie ryzykowałabym na razie z owocami typu kaki czy ananas.
Śmiało możesz jeść banany, jabłka, gruszki, suszone morele (suszone śliwki i rodzynki jedz z umiarem, co trzeci dzień).  Jeżeli udało Ci się pomrozić jakieś owoce latem, możesz jeść porzeczki lub umiarkowane ilości wiśni, malin i jeżyn. Unikaj jednak truskawek!


7. Przyprawy- nie szalej z solą (używaj jej symbolicznie, żeby nie odkładała się woda w Twoim organizmie). Unikaj pikantnych przypraw i gotowych mieszanek obfitujących w glutaminian sodu. Wybieraj przyprawy ziołowe: tymianek, oregano, bazylię, majeranek, mieloną słodką paprykę.


8. Słodkości- cóż, jedyne bezpieczne wydają się być biszkopty, ciasteczka przeznaczone dla Maluchów (produkowane przez firmy dziecięce), kisiel i galaretki.
Nie zalecam jedzenia gotowych ciast czy też ciasteczek. Na razie w ogóle trzeba zrezygnować z czekolady i produktów zawierających kakao.


9. Jajka- zalecam jeść jedno co trzeci dzień (produkt ten również może być silnym alergenem, jednak polecam chociaż spróbować go jeść <i obserwować reakcję Malucha>, bo jeżeli okaże się, że Malec nie toleruje jaj, z naszej diety będziemy musiały wykluczyć całą masę produktów).




I to by było na tyle… J Wszystkie te ograniczenia wynikają z tego, że potem będzie nam dużo łatwiej kontrolować, co wywołuje bóle u naszego Maleństwa. Od piątego tygodnia zaczniemy jeść coraz więcej produktów. W ten sposób, stopniowo wprowadzimy naszego Dzieciaczka w nowe smaki. J Zobaczycie, że niewielkie ograniczenia dla Was pozwolą mieć spokojny brzuszek (i święty spokój dla rodziców) Waszemu Skarbowi… J


Wszystkiego pysznego!

Pozdrawiam serdecznie,

Dietetyczna Mama ;)



P.S.
Zapraszam serdecznie do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama
Wszystkie te  z Was, które są jeszcze Ciężarówkami zapraszam do czytania wcześniejszych postów (zaczynając od lipca). Znajdziecie tam mnóstwo porad dotyczących żywienia w czasie ciąży oraz przepisy na smaczne, zdrowe i wartościowe potrawy. Zachęcam…. J




(zdjęcia- źródło ogólnodostępne w internecie:



poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pomysł na obiad- bezpieczny dla karmiącej Mamy:)

Cześć DziewczynyJ

Nie macie pomysłu na „mamusiowy obiadek”?:) Oto moja propozycja:

è Łosoś pieczony w folii z rozmarynem- źródło wielonienasyconych kwasów z rodziny omega-3
(kawałek łososia doprawiamy rozmarynem, skrapiany niewielką ilością oliwy z oliwek, zawijamy w folię i wkładamy do rozgrzanego piekarnika do 180 stopni na 20 minut).


è Szklanka ugotowanego, pełnoziarnistego makaronu- doskonałe źródło błonnika pokarmowego, witamin z grupy B oraz składników mineralnych.


è Jedna mała cukinia (pieczona)- dobre źródło błonnika, bardzo dobre źródło potasu i kwasu foliowego
(cukinię kroimy w plasterki i układamy na naczyniu żaroodpornym, skrapiamy oliwą z oliwek i posypujemy oregano; wstawiamy do rozgrzanego piekarnika do 180 stopni na 30 minut <możesz wstawić 10minut przed łososiem J>)



Gotowe! Zdrowy, lekki i bezpieczny obiadek dla Ciebie i Twojego Maluszka! J

Smacznego!

Pozdrawiam serdecznie,

Dietetyczna Mama ;)


P.S.
Ciężaróweczki, zapraszam do czytania też postów z wcześniejszych okresów (od lipca). Znajdziecie tam informacje dotyczące odżywiania się w czasie ciąży i wiele przydatnych rad. Zachęcam też do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama


czwartek, 5 grudnia 2013

Przechowywanie pokarmu kobiecego

Cześć Śliczne!

Część z nas (w tym i ja) korzysta lub ma zamiar korzystać z laktatorów. Chcemy mieć chwilę dla siebie, wyskoczyć na siłownię, do kosmetyczki, na zakupy… Nie ma w tym nic złego (pamiętajcie- szczęśliwa Mama= szczęśliwe Dziecko!;) ). Dzisiejsze laktatory (zdecydowanie polecam te elektryczne- przy ręcznych można się strasznie napracować!) są tak dobre, sprawne i powszechne, że aż żal byłoby ich nie użyć ;) Poza tym, rzeczywiście pozwalają nam na chwilę oddechu.



Na przykład, kiedy chcemy wyjść z partnerem na romantyczną kolację tylko we dwoje albo kiedy któreś z naszych przyjaciół wyprawia imprezę urodzinową, możemy skorzystać z laktatora, odciągnąć nasz własny pokarm i wręczyć go Mamie, Teściowej, Siostrze, Bratu czy Opiekunce. Nie będziemy miały wyrzutów sumienia, że mogłyśmy zostać z Dzieckiem i dać mu nasze, cenne mleko, bo Maluch i tak dostanie nasz pokarm! Tylko podany przez kogoś innego… ;) Natomiast walory smakowe i zdrowotne pozostaną bez zmian! J



Ok… Kwestię przydatności mamy omówioną… Pozostają pytania w czym i ile czasu (oraz w jakich warunkach) możemy przechowywać odciągnięty pokarm…?


Jeżeli chodzi o to, w czym przechowywać- na rynku dostępne są specjalne plastikowe torebki lub pojemniczki. Bardzo ważne, abyśmy pamiętały o pisaniu daty, kiedy pokarm został odciągnięty!!!
Pozytywną wiadomością jest również to, że mleko odciągane w różnym czasie (w tym samym dniu) możemy ze sobą mieszać! J


Jak przechowywać odciągnięty pokarm:
- w temperaturze 25- 37 stopni - 4 godziny
- w temperaturze pokojowej (15- 25 stopni) -
 8 godzin
- w temperaturze do 15 stopni -
 12 godzin
- w lodówce -
 do 24 godzin
- poniżej 4 stopni -
 2-5 dni
- w zamrażarce, przy temperaturze około – 14 stopni -
 3 miesiące
- w zamrażarce, przy temperaturze niższej niż – 14 stopni -
 6 miesięcy
- ROZMROŻONY POKARM W LODÓWCE - 48 godzin

<źródło- szkoła rodzenia Akademia z brzuszkiem w Bydgoszczy>


Jak widzimy, odciągnięty pokarm ma całkiem długi „termin ważności” J śmiało możemy go przechowywać, a i po rozmrożeniu jeszcze „chwilę” postoi w lodówce.



Pozdrawiam serdecznie,

Dietetyczna Mama ;)



P.S.
Zapraszam serdecznie do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama
Wszystkie te  z Was, które są jeszcze Ciężarówkami zapraszam do czytania wcześniejszych postów (zaczynając od lipca). Znajdziecie tam mnóstwo porad dotyczących żywienia w czasie ciąży oraz przepisy na smaczne, zdrowe i wartościowe potrawy. Zachęcam…. J




(zdjęcia- źródło ogólnodostępne w internecie:


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Cud nad cudami- laktator!

Cześć Mamuśki! J

Nawał, obolałe piersi, problemy Malucha z uchwyceniem brodawki… Cudowne początki macierzyństwa… Coś Wam to mówi?;)


Czwartej nocy po porodzie moje piersi zaczęły robić się większe i twardsze. Dotychczas moja mała Lalusia bardzo ładnie radziła sobie z ssaniem piersi, jednak kiedy brodawki zrobiły się większe i twardsze zaczęła mieć problemy. Brodawki wyglądały na za duże, dla tak małej, niemowlęcej buźki. Ponieważ Niunia nie radziła sobie z uchwyceniem piersi, a związany z tym faktem krzyk, robił się coraz donośniejszy, postanowiłam ratować się laktatorem (następnego dnia, położna podpowiedziała mi, żebym w takich sytuacjach stosowała tzw. kapturki na piersi- baaaardzo pomogły; brodawka w każdej chwili była miękka i gotowa do karmienia).



Dziękuję Bogu, że go kupiliśmy! Tamtej nocy uratował nam życie! ;) Stosuję go od ponad dwóch tygodni. Dzięki niemu i ja mogę trochę pospać (umówiliśmy się  z Mężem na tzw. dyżury- ja śpię od 19 do 23:30, potem mamy zmianę „warty” i śpię tyle, na ile pozwoli mi Mała). W czasie, kiedy ja odpoczywam, mój Mąż opiekuje się naszą Córunią i karmi ją, ściągniętym pokarmem, z butelki.



Dodatkowo, używanie laktatora,  daje nam, Matkom karmiącym, trochę wolności. Już półtora tygodnia po porodzie, dzięki temu, że ściągnęłam pokarm, mogłam lecieć na zajęcia i wskoczyć do ulubionej galerii handlowej… ;)



Jeszcze jednym, ogromnym plusem laktatora, jest to, że dzięki niemu NIE WIEM, CZYM JEST BÓL PIERSI PRZY NAWALE… Wiele osób (koleżanek, które są już mamami) przestrzegało mnie przed korzystaniem z laktatora, bo można sobie jeszcze bardziej rozbujać ilość mleka w piersiach. Cóż, sprawdzone na własnym przykładzie- ani jednego dnia nie miałam nabrzmiałych (z guzkami) i obolałych piersi.


Naturalnie, nie należy przesadzać i ściągać całego pokarmu z piersi (ja ściągałam około 30- 40ml przez pierwsze kilka dni). Jednak ściąganie niewielkich ilości nie powinno zaburzyć „naszej produkcji”. ;) Dlatego też, zachęcam Was przede wszystkim do zainwestowania w laktator oraz do tego, abyście nie bały się go używać.


Pozdrawiam serdecznie,

Dietetyczna Mama ;)



P.S.
Ciężaróweczki, zapraszam do czytania też postów z wcześniejszych okresów (od lipca). Znajdziecie tam informacje dotyczące odżywiania się w czasie ciąży i wiele przydatnych rad. Zachęcam też do odwiedzania mojej strony: www.facebook.com/dietetycznamama




(zdjęcie- źródło ogólnodostępne w internecie:
- http://www.ceneo.pl/8477020)